Dźwięk przypominał miliony pasikoników świerszczących w górnych partiach swojej koloratury. Miał wznoszący i wręcz wijący się ton. Wśród nich przebijały się także inne dźwięki – jakby ktoś drapał paznokciami po tablicy. Wszystko to dało się słyszeć w amerykańskiej ambasadzie w Hawanie.
Dźwięki doprowadzały pracownikow ambasady do rozstroju nerwowego i zostały w końcu uznane za atak na pracujących tam ludzi. Podejrzewa się użycia broni dźwiękowej. Słuchanie taśmy z nagraniem nie jest groźne dla człowieka – trwa zbyt krótko – ale wystawienie się na wielogodzinne słuchanie tych dźwięków miało niebezpieczny wpływ na ludzkie zdrowie. W ambasadzie słuchano tego godzinami i to bardzo głośno. Nikt dokładnie nie wie co było źródłem dźwięku. Nie jest też do końca jasne w jaki sposób oddziaływały one na zdrowie ludzi. Ofiary skarżyły się na problemy ze słuchem, ze skupieniem, wzrokiem, tracili równowagę, nie mogli spać i zgłoszono także szereg innych problemów – w tym także defekty mózgu. Niektóre ofiary ataku, które ucierpiały na zdrowiu w ogóle nie słyszały żadnych dźwięków co wskazuje, że technologia użyta do ataku była bardzo wyrafinowana.
US Navy posiada zaawansowany sprzęt do analizy akustycznej i bada taśmy z nagranym dźwiękiem. Na razie analitycy powstrzymują się od komentarzy na temat nagrania. Kuba z kolei nie przyznaje się do ataku tym bardziej, że ze strony USA nie padło żadne oskarżenie, oprócz tego, że rząd kubański nie zrobił wszystkiego aby zapewnić bezpieczeństwo amerykańskim dyplomatom i być może ukrywa jakąś wiedzę na temat natury dźwięku a przede wszystkim kto za tym stoi.
Ciekawe, że problemy zdrowotne powstałe w wyniku emisji dźwięku nie dotknęły wszystkich pracowników ambasady. Jego ofiarą padli przede wszystkim aktywni szpiedzy, kontrolujący amerykańską siatkę szpiegowską na Kubie co sugeruje, że atak został przeprowadzony doskonale i w bardzo selektywny sposób. Dźwięk emitowany był pulsacyjnie, przerywany kilkunastosekundowa przerwą. Zanotowano conajmniej 20 różnych częstotliwości, w których był emitowany. Kiedy odsłuchuje się taśmę z nagranym dźwiękiem ma się wrażenie akustycznego chaosu, jednak po analizie komputerowej widać wyraźnie amplitudę, w której dźwięki zmieniały swoją moc. Wyróżniono 20 miejsc, gdzie dźwięk osiągał swój szczytowy moment i wszystkie te miejsca są od siebie równomiernie oddzielone, ale każdy z takich punktów miał inną częstotliwość. Nie wszystkie dźwięki są słyszalne dla ucha ludzkiego, zostały jednak zarejestrowane przez instrumenty analityczne.
Pracownikom ambasady rozdano czułe dyktafony, którymi mają nagrywać dźwięk jeśli znów się pojawi. Zabroniono im także dyskutować na ten temat. Nie wiadomo także co robić i jak się chronić w sytuacji gdy atak się powtórzy. Zalecono jedynie natychmiastową zmianę pomieszczenia wierząc, że dźwięk nie będzie podążał za ofiarą.
W sumie ofiarą ataku sonicznego padło 22 (AP) pracowników ambasady. Ujawniono, że atak tego typu prowadzony jest już od zeszłego roku, ale nieznane są szczegóły na temat kiedy i z jaką częstotliwością go przeprowadzano. Nie wiadomo nawet co zostało wykorzystane do generowania takich dźwięków – w co trudno jest uwierzyć, bo specjaliści w temacie pracujący dla wojska posiadają szeroką wiedzę na temat wykorzystywania dźwięków jako narzędzi kontroli umysłu. Ujawnienie urządzenia i technologii jaka została wykorzystana byłoby potwierdzeniem, że coś takiego istnieje a także wskazałoby w jakiś sposób kto za tym stoi, co dodatkowo doprowadziłoby do eskalacji całego wydarzenia a nawet do konfrontacji, gdyby okazało się, że stoi za tym Rosja lub Chiny… Kuba zaoferowała swoją pomoc w śledztwie i ma pretensje do Amerykanów, że nie dzielą się z nimi informacjami na temat zdrowia pracowników i technicznych aspektów ataku. Tymczasem amerykański rząd po cichu wydalił dwóch kubańskich “dyplomatów” z USA i zredukował swój personel w Hawanie, zaostrzając tym samym stosunki amerykańsko – kubańskie. Ambasada przestała wydawać wizy wjazdowe do USA.
Ktokolwiek zaatakował szpiegów w amerykańskiej ambasadzie był doskonale rozeznany w pracującym tam personelu. Taka wiedza mogła pochodzić albo z dokumentów skradzionych przez hackerów albo od wysoko postawionych w hierarchii agencji wywiadowczej obcych szpiegów, albo… z kombinacji obu tych źródeł. Z pewnością komórki kontrwywiadu przeżywają teraz prawdziwy koszmar analizując akta osobowe swojego personelu i mają dziś pełne ręce roboty