Czasami ścigając rozmaite pozaziemskie fenomeny zapomina się na jakiej niezwykłej planecie żyjemy. Czy życie w marsjańskim terrarium jest w stanie przebić satysfakcję z całego bogactwa wrażeń jakie oferuje nam w swojej nieprzyzwoitej wręcz różnorodności nasza planeta? Można mieć co do tego wiele wątpliwości. Ostatnio w dziwny sposób podążają za mną polarne niedźwiedzie. Oczywiście w różnych notatkach prasowych. Na początku ignorowałem je, zajęty wypatrywaniem śladów UFO lub światowej konspiracji, ale w końcu misie postawiły na swoim i stąd dzisiejszy wpis. Życie tego polarnego drapieżnika ma w sobie tyle interesujących tajemnic, że opisanie kilku z nich nie odbiegnie zbyt daleko od tematyki tego bloga.
Turyści zwiedzający arktyczne wyspy Czukockiego Okręgu Autonomicznego przeżyli nie lada atrakcję, kiedy ich statek przepływał w niewielkiej odległości od Wyspy Wrangla. Z daleka wyglądało to jak wielkie stado owiec pasących się na łagodnych zboczach wyspy. Wyspa Wrangla to jednak nie są Wyspy Owcze i nie ma tam owiec. Kiedy statek podpłynął bliżej okazało się, że na plaży grasowały niedźwiedzie polarne w ilościach nigdy do tej pory niewidzianych. Naliczono ich ok. 230 sztuk, które ucztowały na plaży po tym, gdy fale Pacyfiku wyrzuciły na ląd martwe cielsko wala grenlandzkiego. Widok tylu polarnych niedźwiedzi jest prawdziwą rzadkością, ale też nie co dzień ocean wyrzuca na ląd taki przysmak. Rozkładające się ciało wieloryba wydziela zapach, który oględnie rzecz ujmując nie należy do najprzyjemniejszych. Nawet porwiste arktyczne wiatry nie są w stanie oczyścić powietrza ciężkiego od gnijącego tłuszczu wieloryba. Na niedźwiedzie działa on jednak jak magnes i zwierzęta wyczuły ten zapach z odległości kilkudziesięciu kilometrów tłumnie ruszając w kierunku wybrzeża. Do tej pory największe zgrupowanie białych niedźwiedzi widziano na Alasce w 2012 r., gdzie naliczono ich 80 sztuk zjadających martwego kaszalota.
Niedźwiedzie polarne – 500 kg żywej wagi z 10 cm warstwą tłuszczu chroniącą go przed mrozem – są pod ochroną a przyszłość tego gatunku – który jest prawdopodobnie największym drapieżnikiem na Ziemi – wg naukowców nie wygląda zbyt różowo. Globalne ocieplenie topi lody Arktyki i zniknęły kry, na których zazwyczaj wylegiwały się foki. Foki musiały znaleźć sobie inne, bardziej odległe od brzegu miejsce do życia a niedźwiedzie zostały na lądzie bez swojego głównego źródła pożywienia. Niedźwiedzie polarne są doskonałymi pływakami i wciąż są w stanie podążać za fokami. Ich niezwykły zmysł węchu wykrywa fokę nawet pod metrową warstwą śniegu lub lodu. Ich lapy przypominają wielkie wiosła i są w stanie pokonać w lodowatej wodzie nawet 100 mil morskich. Niedźwiedź polarny jest w stanie wytrwać bez pożywienia nawet przez osiem miesięcy (!) i kiedy upoluje fokę, zjada tylko jej skórę i tłuszcz – mięso pozostawiając polarnym lisom, krukom i sowom. Przyciśnięty głodem żywi się morskimi wodorostami. Łacińska nazwa tego zwierzęcia to Ursus Maritimus – niedźwiedź morski. Eskimosi, których obecnie w ramach poprawności politycznej nazywa się Inuitami, nazywają go nanuq i wierzą że ma on ludzkie cechy. Dla wielu naukowców niedźwiedzie w Arktyce są tym samym co kanarki w kopalniach. Nagła zmiana w ich populacji znamionuje znacznie poważniejsze zmiany w środowisku naturalnym.
Nie jest łatwo oszacować dziś całą populację białych niedźwiedzi. Uważa się, że żyje ich na świecie ok. 25 tys. sztuk z czego aż 17 tys. ma swój dom w kanadyjskiej Manitobie a liczące sobie zaledwie 899 mieszkańców miasteczko Churchill, nad Zatoką Hudsona jest nieoficjalną stolicą polarnych niedźwiedzi. W zatoce pojawia się wiele bieług i jest to unikalna szansa dla niedźwiedzi aby upolować wieloryba. Wokół Churchill rozstawiono pułapki na niedźwiedzie, które zbyt blisko podchodzą do miasteczka. Pułapki przypominają wielkie beczki na kołach i niedźwiedź wpada kiedy w taką pułapkę – zostaje tymczasowo uśpiony. Naukowcy przypinają mu wtedy identyfikatory do uszu a na wewnętrznej wardze tatuowany jest jego numer ewidencyjny. Czasami wyrywa się zwierzęciu ząb, aby móc określić jego wiek. Robi się też fotograficzny portret misia, który następnie analizowany jest przez program komputerowy rozpoznający twarze. Każdy niedźwiedź ma unikalny zarys ciemnych smug na pysku w miejscu, gdzie spod futra prześwieca czarna skóra zwierzęcia. Dzięki temu nie tylko łatwo go rozpoznać, ale można określić zasięg jego wędrówek na podstawie zdjęć zrobionych tak przez naukowców jak i turystów. Przez czas pobytu w pułapce niedźwiedź nie jest dokarmiany, bo inaczej traktowałby to miejsce jako rodzaj stołówki. Następnie cała pułapka transportowana jest przez helikopter 65 km dalej i zwierzę wraca na łono natury. Każdego roku przewozi się w taki sposób ok. 100 niedźwiedzi. Czasami jednak miś ignoruje pułapki i wchodzi do miasta. Nie można wówczas strzelać do niego strzykawką z substancją usypiającą, bo mija conajmniej 15 min. zanim zwierzę zaśnie. Przez te 15 min. niedźwiedź nie jest najszczęśliwszym stworzeniem i jest w stanie – przy swojej wadze i sile – nieźle narozrabiać. Zazwyczaj przepędza się je fajerwerkami, syrenami i strzałami w powietrze. Inuici uważają jednak, że wystarczy niedźwiedzia obrzucić obscenicznymi epitetami i sam sobie pójdzie skąd przyszedł. Miasteczko Churchill ma zaledwie 14 ulic i 4 małe hoteliki dla turystów, z których jeden nazywa się “Aurora” – od często pojawiającej się tam zorzy polarnej. Dla Inuitów zorza polarna to szczęśliwy znak, który warto jest wykorzystać np. na… prokreację.
Białe niedźwiedzie żyją w miejscu, które trudno jest nazwać gościnnym. Wybrzeża Arktyki mimo, że na pierwszy rzut oka przypominają lodowa pustynię, tętnią jednak życiem. Do dziś jest to jeden z nielicznych obszarów na Ziemi, którego równowaga biologiczna nie została naruszona przez człowieka. Na terenie Rosji niedźwiedzie zamieszkują na całym północnym wybrzeżu tego kraju i rzadko zapędzają się wgłąb lądu. Czasami jednak dochodzi do wyjątkowych sytuacji. W okolicach Kołymy – miejsca, które zbudowano na pocie i krwi zesłańców – zadomowił się pojedyńczy polarny niedźwiadek. Jakimś cudem pokonał 700 km od wybrzeży Arktyki i mając łagodne usposobienie zaprzyjaźnił się z miejscowymi rybakami, którzy dokarmiali go resztkami złapanych ryb. Niedźwiadek okazał się samiczką i nadano jej imię Umka, która z braku innego towarzystwa wałęsała się wzdłuż rzeki razem z psami. Umka szybko przybierała na wadze i wielkości i wkrótce zainteresowały się nią miejscowe władze. Dorosły niedźwiedź polarny może być śmiertelnym zagrożeniem dla człowieka, nawet jeśli jest to potulna i pogodna Umka. Młodą niedźwiedzicę schwytano i zawieziono do ogrodu zoologicznego, bo sama w naturze już nie dałaby sobie rady. Tajemnicą nadal jest w jaki sposób taki mały niedźwiadek odłączył się od swojej matki i pokonał tak olbrzymi dystans. Najprawdopodobniej matkę Umki zastrzelił kłusownik a mały niedźwiadek stał się maskotką, do momentu kiedy zaczął rosnąć. Gdy był za duży kłusownik porzucił go w kołymskiej tajdze.
Największe zgrupowanie europejskich polarnych niedźwiedzi jest na norweskim Szpicbergenie. Żyje tam conajmniej trzy tysiące niedźwiedzi. Są oczywiście pod ochroną a prawo EU zakazuje się do nich zbliżać, ale niekiedy ciekawość ludzka jest silniejsza. Turysta na skuterze śnieżnym zauważył stojące nieruchomo zwierzę i postanowił obejrzeć je z bliska. Przyjemność ta kosztowała go mandat w wysokości 1300 euro. Dwa lata temu (w 2015 r.) niedźwiedź zaatakował czeskiego turystę, który przyjechał na Szpicbergen obserwować pełne zaćmienie Słońca. Turysta przeżył, ale spędził dłuższy czas w szpitalu. W spotkaniu z tym groźnym zwierzęciem człowiek nie ma szans, ale takie ekstremalne sytuacje są bardzo rzadkie. W ciągu ostatnich 40 lat z łap białych niedźwiedzi poniosło śmierć 5 osób. Statystycznie bardzo niewiele choćby w porównaniu do ofiar wypadków samochodowych. Niedźwiedzie polarne to zręczne, cierpliwi i inteligentne drapieżniki. Gdy raz upatrzą sobie ofiarę – polują na nią całymi dniami czekając na dogodny moment do ataku. W kanadyjskiej Arktyce znajduje się wiele instalacji wojskowych ostrzegających przed atakiem rakietowym. Instalacje te trzeba od czasu do czasu konserwować i za każdym razem ekipie technicznej towarzyszy strażnik, który pilnuje aby ciekawski z natury biały niedźwiedź nie zbliżył się zbytnio do ludzi. Kiedy niedźwiedź rusza do ataku nie tylko trudno go trafić, ale strażnik wie, że ma do swojej dyspozycji tylko jeden strzał. Zwierze pędzi tak szybko, że na drugi nie ma już czasu. Dlatego w mgliste dni w takich miejscach w ogóle nie wychodzi się na zewnątrz.
Jeszcze do niedawna liczono te zwierzęta z helikopterów. Helikopter jest jednak drogim środkiem transportu i jest hałaśliwy niepotrzebnie płosząc zwierzęta. Dziś do tego celu zaczyna się stosować drony. Są tańsze i cichsze i co najważniejsze, kiedy filmują teren z wysokości 50-100 m – nie niepokoją zwierząt, które w ogóle nie zwracają na nie uwagi. Tak przynajmniej wygląda to na pierwszy rzut oka. Niektórym niedźwiedziom zamontowano czujniki, które między innymi mierzyły ciśnienie krwi. Za każdym razem kiedy na niebie pojawiał się dron, ciśnienie krwi zwierzęcia gwałtownie wzrastało świadcząc, że jest ono w stresie. Naukowe Drony wyposażone są w kamery termiczne, które szybko odnajdują zwierzę pokryte futrem dającym mu doskonały, arktyczny kamuflaż. Na razie drony mają bardzo ograniczony zasięg, bo ich baterie działają znacznie krócej w mroźnym klimacie, ale jest to jednak bardzo obiecująca nowa platforma do rozmaitych badań naukowych w terenie tak trudnym jak Arktyka.
Chris albo minąłeś się z powołaniem albo zapomniałeś jakich informacji oczekujemy.Białe misie to chyba tylko zasłona dymna i liczę że porównasz je do ludzi a ludzi do kosmitów. W CERN dzieją się takie ciekawe rzeczy, na yt są filmy z domniemanym ufo, po huraganach w USA na wybrzeżach są odnajdywane zwłoki dziwnych istot a ty o misiach ? liczę że to zasłona dymna z twojej strony i przywalisz newsem w stylu cieniści ludzie naprawdę istnieją lub tp
Kodiaki są tak samo duże, ale sporo ludzi o tym nie pamięta.
„który jest prawdopodobnie największym drapieżnikiem na Ziemi ” Oczywiście największym LĄDOWYM drapieżnikiem 🙂