Zanim doszło do Roswell: Cape Girardeau, 1941 cz.1

W tym roku mija 70 rocznica wypadków w Roswell, które stały się ikoną światowej ufologii. Był to pierwszy, bezpośredni kontakt z nieznaną i nie mającą swoich źródeł na Ziemi cywilizacją. W wyniku katastrofy zebrano nie tylko resztki wraku pojazdu, którym przybyli Obcy, ale także znaleziono ich ciała. Do dziś historia ta nie została wyjaśniona do końca. Wojsko konsekwentnie, przez 70 lat zaprzecza, że był to pojazd obcej cywilizacji. Z drugiej strony prawdziwość tej historii potwierdzają jej pośredni i bezpośredni świadkowie. Mało kto jednak wie, że Roswell wcale nie było pierwszym przypadkiem, gdzie na Ziemi rozbił się pojazd nieznanego pochodzenia. Zanim doszło do Roswell coś tajemniczego wydarzyło się w stanie Missouri. Bliżej niezidentyfikowany pojazd kosmiczny rozbił się niedaleko miasteczka Cape Girardeau a jego szczątki zostały skrzętnie wyzbierane przez amerykańską armię. Jednocześnie zachowano przy tym jak największy stopień tajności a całą tą sprawę monitorowała FBI. Historię tą opisał Paul Blake Smith w dwóch książkach. Pierwsza nosi tytuł “MO41: Bombshell before Roswell” (MO41: sensacja przed Roswell”) a druga: “3 presidents – 2 Accidents: More MO41 UFO Crash Data and Surprises” (“Trzech prezydentów – dwa wypadki: więcej danych na temat MO41 i niespodzianki”).

Paul Blake Smith mieszka w Cape Girardeau w stanie Missouri od ponad 30 lat i co wydaje się wręcz niewiarygodne, dopiero niedawno uslyszał w radio o domniemanej katastrofie pojazdu pozaziemskiego, do jakiego miało dojść w 1941 r. na peryferiach tego miasta. Co prawda wielu mieszkańców Cape Giradeau przekazywało sobie historię o UFO szeptem, ale jakoś nigdy nie dotarła ona do uszu Smitha. Kiedy wreszcie się o niej dowiedział postanowił zbadać całą sprawę dokładnie i opisać przebieg wypadków. Wydarzenia z 1941 r. na pierwszy rzut oka nie wydają się aż tak odległe, ale na początku XXI w. wielu jego świadków zakończyło już swoje życie. Kobieta, która w tamtych czasach miała 10 lat wciąż pamiętała, że dorośli przy stole rozmawiali o tym ogromnie podekscytowani – szczególnie faktem – że w rozbitym spodku znaleziono żywe, niewielkiego wzrostu istoty. W tamtych czasach oczywiście nie używano słów takich jak UFO, ET czy latający spodek. Zainteresowanie skupiało się na niewielkich ludzikach szarego koloru, jakich znaleziono w trawie na skraju farmy, gdzie rozbił się pojazd. Niestety dorośli nie zabrali ze sobą dziewczynki w miejsce katastrofy – nie widziała jej więc na własne oczy. Niemalże wszyscy świadkowie tego wydarzenia już nie żyją. Często na tamtym świecie są także ich dzieci co sprawia, że nie jest łatwo precyzyjnie odtworzyć wszystko to, co wydarzyło się w Cape Girardeau, późną wiosną 1941 r.

Jednym z głównych świadków wydarzenia był chrześcijański pastor William Huffman. Pewnej nocy w połowie kwietnia 1941 r. pastor nieoczekiwanie wyszedł ze swojego domu by powrócić dopiero około północy. Jego rodzina była bardzo zaniepokojona takim dziwnym zachowaniem pastora, który tylko w wyjątkowych sytuacjach opuszczal dom o tak późnej porze. Gry wrócił, był blady i wstrząśnięty. Posypały się natarczywe pytania co takiego wydarzyło się, że musiał tak nagle wyjść z domu. Pastor zamyślił się, poczym spokojnie odpowiedział.

“Opowiem wam całą historię, ale zrobię to tylko ten jeden wyjątkowy raz i nigdy więcej już do niej nie powrócę.”

Jak się miało okazać, pastor dotrzymał słowa.

Wczesnym wieczorem poprzedniego dnia odebrał telefon od komendanta policji, że podjedzie po niego nieoznakowany samochód policyjny i zabierze go w miejse położone ok. 20 km za Cape Girardeau. W tamtych czasach miasteczko było o połowę mniejsze niż jest dzisiaj, tak więc dystans wydawał się znaczący. Kiedy dojeżdżali na miejsce z daleko można było dostrzec łunę pożaru. Powiedziano mu, że tam wlaśnie rozbił się samolot. Pożar gasiła lokalna straż ogniowa i obserwowało go wielu ludzi. Oprócz strażaków i policji kręcili się tam ludzie w wojskowych mundurach a także dziennikarze, fotografujący wydarzenie. Wśród nichi było także kilku agentów FBI. Było to dziwne, bo Cape Girardeau było zbyt małe aby utrzymywać tu osobne biuro FBI. Okazało się, że biuro to otworzono zaledwie miesiąc przed katastrofą pojazdu lotniczego. Powodem byla duża ilość szpiegów i aktów sabotażu. FBI została zmuszona do założenia w Cape Girardeau biura terenowego. Wiele lat póżniej okazało się, że były ku temu ważne powody, bo miasteczko miało także swój udział w tworzącym się właśnie Projekcie Manhattan.

Kiedy pastor Huffman dotarł wreszcie na miejsce katastrofy, zobaczył w trawie wyglądające jak srebro szczątki pojazdu. Jego kadłub był okrągły i pęknięty na pół. Kiedy zajrzał do środka, w swietle ognia, samochodowych reflektorów i lamp błyskowych fotoreporterów, dostrzegł rząd niewielkich foteli ustawionych przed panelem kontrolnym. Na obwodzie spłaszczonego jak spodek pojazdu pastor dostrzegł serię dziwnych, przypominających hieroglify znaków. Obok pojazdu w trawie leżały trzy nieruchome i niewielkich rozmiarów ciała. Kiedy pastor obrzucił je wzrokiem zdał sobie natychmiast sprawę, że nie są to ciała ludzkie! Miały nie więcej jak 120 cm. wzrostu, bulwiaste głowy z wielkimi czarnymi oczami, niewielkie dziurki tam gdzie ludzie mają nosy i szczelinę w miejscu, gdzie powinny być usta. Nie miały uszu. Ich ramiona były wąskie i wiotkie a dłonie miały 3 palce i kciuk. Ich skóra była srebrnawa w swoim odcieniu i sprawiała wrażenie skafandra, bo ciasno opinała ciała ofiar wypadku. Pastor nie zdołał dostrzec na ich ciałach widocznych uszkodzeń. Dwa z nich leżały w trawie bez oznak życia. Pastor bez przekonania zmówił krótką modlitwę i podszedł do trzeciego pasażera pojazdu, który wciąż okazywał oznaki życia. Pastor otworzył Biblię i rozpoczął nową modlitwę, podczas której niewielki pasażer rozbitego pojazdu ostatecznie wyzionął ducha.

Nagle, dwóch gapiów podniosło z ziemi jedno z martwych ciał i zaczęło pozować do zdjęć. Zdjecia zrobił dziennikarz i zamiast swojego służbowego aparatu z fleszem używał niewielkiego aparatu Kodaka, który miał w kieszeni. Tymczasem na miejsce wydarzenia zaczęło przybywać coraz więcej ludzi ciekawych tego co się stało. Na koniec pojawiło się kilka ciężarówek z wojskiem, które otoczyło cały tłum gapiów z bronią gotową do strzału. Wyglądało na to, że żołnierze z tej jednostki doskonale wiedzą z czym mają do czynienia. Działali sprawnie i szybko, jakby robili to już wcześniej. Oddział przyjechał prawdopodobnie z odległego o 50 km Sikeston, gdzie znajdowała się baza lotnicza. Dowodzący oficer poinformował zebranych że to, co właśnie obeserwują ma ogromne znaczenie dla bezpieczeństwa narodowego państwa i zabronił komukolwiek o tym opowiadać. Następnie ustawiono ludzi w kolejce i każdy został przeszukany aby mieć pewność, że z miejsca wypadku nie tylko nikt nie wyniósł żadnego skrawka rozbitego pojazdu, ale także nie zrobił zdjęcia. Każdy musiał złożyć przysięgę, że nikomu o tej historii nie opowie. Przysięgę złożył także pastor Huffman, ale złamał ją kiedy wrócił do domu gdy uznał, że jego rodzinie należy się jakieś wyjaśnienie. Od tego czasu pastor bardzo się zmienił. Stał się cichy i milczący.

Dwa tygodnie po tym wydarzeniu w drzwiach pastora pojawił się mężczyzna. Był to ten sam reporter, który Kodakiem robił zdjęcia ciałom martwych pasażerów pozaziemskiego pojazdu. Udało mu się przemycić swój niewielki aparat i był w posiadaniu unikalnych zdjęć, z których kilka kopii postanowił przekazać pastorowi. Pastor nie był zbyt szczęśliwy z tego powodu, ale przyjął zdjęcia i schował je na dnie skrzyni, gdzie przeleżały do lat 50-tych. W tym czasie rodzina jego syna przeniosła się do Kansas zabierając ze sobą skrzynię. Któregoś dnia rodzina Huffmana wydała przyjęcie w swoim domu i w trakcie przyjemnie spędzanego wspólnie czasu syn pastora postanowił pokazać gościom te zdjęcia. Na przyjęciu był jego sąsiad, który mieszkał po przeciwnej stronie ulicy. Okazało się, że pracuje on dla wojska i jest agentem wywiadu. Mężczyzna przekonał syna pastora, żeby ten pożyczył mu zdjęcia, dzięki czemu będzie mógł sprawdzić o co chodziło w tej sprawie. To był ostatni raz, kiedy rodzina Huffmanów zobaczyła tego człowieka. Rozpłynął się jak kamfora. Córka Huffmana – Charlotte – wiele razy widziała te zdjęcia. Wkradała się do pomieszczenia, gdzie znajdowała się skrzynia i oglądała schowane tam zdjęcia. Widok postaci nie z tej ziemi utkwił w jej głowie do końca życia.

4 comments

  • A ja natomiast wierze w ta rewelacje a od kiedy sam widzialem pojazd UFO w 1991 roku w okolicach Gostynia WLKP to wiem iz wszystko jest mozliwe .Takiej technologi w tamtym czasie nie byl wyprodukowac zaden zakulisowy rzad.Pozdrawiam

  • Mnie takie historie nie przekonują…Nigdy nie ma dowodów, wszystko zawsze jest tajne itd.

  • Bardzo interesująca opowieść. Dziękuję Chris.

  • …szanowny Panie Miekina tylko pogratulować dedukcji z tak mało potwierdzonych danych /co potwierdza Pana niewatpliwa inteligencję / muszę to stwierdzić bez kadzenia bo i po co mam komuś, kogo nie znam kadzić, stwierdzam fakty.Słucham też Debaty Ufologiczne ,nie ukrywam , że Pana zdanie i Cielebiasia są dla mnie istotne w zrozumieniu tych nierozwiazywalnych zagadek pozdrawiam i zycze zdrowia …Stanisław

Comments are closed.