Próbowano osłabić uderzenia tarana przez zrzucenie worków ze słomą, ale Rzymianie szybko odsunęli je hakami na długich trzonkach. Niedawno zbudowany mur zaczął się rozsypywać. Jednak żydzi znów ruszyli poza mury – tym razem z innego miejsca, co zaskoczyło Rzymian – i oblali konstrukcję mieszaniną smoły, ropy i siarki niszcząc ją doszczętnie.
“Pojawił się żyd, którego imię warte jest zapamiętania”
– napisał w “Wojnie żydowskiej” Był to Eleazar ben Sameas, urodzony w Saab w Galilei. Podniósł on ogromny głaz, który zrzucił z murów na taran odrywając łeb barana. Następnie zszedł z murów pomiędzy Rzymian, znalazł łeb barani i zawlókł go na mury, gdzie stanął i podniósł go z tryumfem nad głowę by chwilę później paść martwy wciąż trzymając w rękach swoją zdobycz po tym jak pięć oszczepów przebiło go na wylot.
Rzymianie odbudowali taran i jeszcze tego samego wieczora rozpoczęli rozbijanie tej samej części murów. Nagle wybuchła wśród nich panika, gdy okazało się, że Wespazjan został trafiony w stopę odłamkiem oszczepu (co pokazuje, że stał on niebezpiecznie blisko murów). Kiedy jednak zorientowali się, że rana nie jest groźna zaatakowali z wielką furią. Józef ze swoimi ludźmi walczył całą noc, czasem urządzając wycieczki by zaatakować obsługę tarana, ale pożary jakie wzniecali sprawiały, że stawali się łatwym celem nieprzyjacielskiej artylerii ukrytej w mroku nocy. Chmury ogromnych strzał ze skorpionów spowijały ich szeregi a kamienie wyrzucane przez balisty rozbijały blanki i odrywały rogi wież. Śmiertelna skuteczność tej broni jest opisana przez Józefa w makabrycznych detalach. Pisał np. że głowa żołnierza stojącego obok niego została trafiona kamieniem i urwana poleciała 600 m dalej. Kobieta w ciąży została uderzona kamieniem w brzuch i wyrwane z niego dziecko poleciało 300 m dalej.
Maszyny oblężnicze wydawały z siebie okropny jazgot a niekończący się świst wystrzeliwanych przez Rzymian strzał i kamieni był nie mniej straszny. Złowrogi odgłos upadających martwych ciał działał równie deprymująco. Kobiety wewnątrz murów wrzeszczały nieustannie, podobnie jak wielu rannych krzyczało z bólu. Zewnętrzne ściany murów ociekały krwią a stosy martwych ciał sięgały aż po blanki. Każdy dźwięk dodatkowo podkręcało echo odbijające się od gór otaczających miasto.
O świcie pod nieustannymi uderzeniami tarana mury wreszcie padły. Po tym jak Wespazjan pozwolił swoim ludziom odpocząć, był gotów do ataku o świcie. Spieszył swoją ciężką kawalerię i ustawil w potrójnym szeregu w pobliżu wyłomu gotowych do akcji, gdy tylko przejście zostanie oczyszczone. Za ich plecami umieścił swoich najlepszych piechurów. Reszta kawalerii pozostała na koniach w tyle, aby zabić każdego, kto będzie próbował wydostać się z padłego miasta. Jeszcze dalej ustawił łuczników gotowych do strzału, razem z procarzami i artylerią. Inni żołnierze dostali rozkaz by z drabinami zaatakować niezniszczoną część murow aby odciągnąć część obrońcow od wyłomu.
Widząc na co sie zanosi ustawił Józef starszych i mogących chodzić rannych na niezniszczonej części murów, gdzie byli lepiej chronieni i mogli odeprzeć atak. Zdrowych i silnych mężczyzn ustawił bezpośrednio za wyłomem a przed nimi w drodze losowania wybrał kilka grup po sześciu ludzi, którzy mieli wziąć na siebie pierwszy impet ataku. Nakazał im zatkać sobie uszy aby nie przestraszyć się okrzyku wojennego legionistów i schować się za tarczami zanim atakujący nie wykorzystają całego zapasu strzał i pocisków. Następnie nakazał im biec do przodu w miejsce, gdzie Rzymianie rozpoczną przejście przez rozbite mury.
Kiedy nadszedł dzień i kobiety z dziećmi zobaczyły trzy linie rzymskich żołnierzy zagrażających miastu, wielkie wyłomy w murach i wszystkie wzgórza dookoła pokryte nieprzyjacielskim wojskiem z piersi wyrwał im się nieprzerwany, straszny, zdesperowany krzyk. Józef wydał rozkaz aby zamknąć kobiety w domach, żeby przestały denerwować gotujących się do walki mężczyzn. Wtedy on sam zajął swoją pozycję w wyłomie. Ciekawe jest to, że przepowiadał ludziom dookoła, że miasto upadnie a on sam zostanie wzięty do niewoli – przewidywanie bardzo prawdopodobne, ale niezbyt dobre na podtrzymywanie morale.
Nagle rzymskie trąby zagrały niskim tonem wzywając do walki, legioniości wznieśli swój okrzyk wojenny a słońce przysłoniły pociski – oszczepy, strzały, sworznie i grad kamieni z onagerów. Ludzie Józefa pamiętali instrukcje, zatkali sobie uszy i schowali się za tarczami. Kiedy Rzymianie zaczęli schodzić w dół z wyłomu, rzucili się naprzód aby przywitać napastników. Nie mieli żadnych odwodów, gdy ich przeciwnicy mieli zdawałoby się nieskończone zapasy świeżych żołnierzy, którzy tworzyli formacje żółwia ze swoich wielkich, wygiętych tarcz i ropoczęli marsz przez wyłom w murach.
Józef spodziewał się tego i był przygotowany. Rozkazał lać wrzący olej z murów dookoła wyłomu wprost na ”żółwie”. Skacząc i wijąc się w agonii legioniści pospadali z przejścia. Ich ciasno przylegające pancerze sprawiły, że nie sposób było ich uratować od bolesnej śmierci. Kiedy żydom skończył się olej zaczęli rzucać śliską, ugotowaną kozieradką na przejście, przez co nowa fala atakujących traciła równowagę, przewracała się i była zadeptana na śmierć. Wczesnym wieczorem Wespazjan zatrzymał atak.
Rozkazal aby trzy wieże oblężnicze zostały podwyższone do 17 m i wyposażył każdą w ognioodporne, pancerne płyty. Jego łucznicy, procarze i oszczepnicy byli w stanie razić wroga z bezpiecznej odległości. Na szczytach wież zamontowano wielkie kusze.
W 47 dniu oblężenia Jotopaty platformy przewyższyły mury. Dezerter poinformował Wespazjana, że obrońcy są na skraju wyczerpania i ich kontrataki ustają tuż przed świtem, kiedy muszą na krótko zasnąć. Tuż przed wschodem słońca Rzymianie zakradli się na platformę. Tytus był jednym z piewszych, który wszedł na mury w towarzystwie trybuna Domitiusa Sabinusa wraz z niektórymi żołnierzami z XV Legionu. Poderżnęli gardła strażnikom i w ciszy weszli do miasta prowadząc za sobą żołnierzy Sekstusa Calvariusa i Placidusa. ( Józef musiał zdobyć te informacje z notatnika wojennego Wespazjana.)
Rzymianie błyskawicznie zdobyli cytadelę na skraju urwiska i weszli do serca Jotopaty, gdzie nawet o świcie obrońcy wciąż nie zdawali sobie sprawy, że miasto upadło. W porannej gęstej mgle większość śmiertelnie znużonych obrońców nadal mocno spała. Kilku z tych, którzy się obudzili było zbyt zmęczonych aby podnieść alarm. Dopiero, gdy Jotopatanie zobaczyli armię rzymską maszerującą przez ulicę i zabijającą wszystkich na swojej drodze zrozumieli, że jest to już koniec.
W krótkiej chwili miasto zamieniło się w rzeźnię. Legioniści nie zapomnieli tego, co im zrobiono podczas ataku – zwłaszcza wrzącego oleju. Broń, którą używali była ich bronią osobistą, nazywaną gladiusem albo krótkim, obosiecznym mieczem (był to raczej wielki nóż niż miecz), który był idealnym narzędziem masakry. Zepchnęli przerażony tłum w dół od cytadeli w wąskie ulice tak zatłoczone że ci, którzy chcieli nadal walczyć nie mogli wznieść ramienia. Niektórzy z najlepszych żołnierzy Józefa, gdy udało im się oswobodzić ramię, w desperacji sami sobie podżynali gardła.
Kilku jeszcze broniło się w północnej wieży i pod rzymską nawałą z ochotą przyjęli śmierć. Legioniści ponieśli niewielkie straty. Jotopatańczyk ukryty w jaskini krzyknął do centuriona Antoniusza, że chce się poddać i prosił żeby podać mu rękę aby mógł wyjść z jaskini. Kiedy Antoniusz to zrobił, został ugodzony włócznią w krocze. Kiedy Rzymianie zabili wszystkich, jakich znaleźli na ulicy zaczęli ścigać obrońców ukrytych pod ziemią. Podczas tego oblężenia zabito ponad 40 000 żydow i wzięto w niewolę 1200 kobiet i dzieci.
Nawet tak małe miasto jak Jotopata stawiło niezwykły opór. Było to heroiczne osiągnięcie, które trwało przez prawie osiem tygodni, przeciwko najskuteczniejszej i najlepiej wyposażonej armii świata. Jeszcze raz żydzi pokazali, że są w stanie być groźnym przeciwnikiem, że potrafią walczyć mimo braku jakiegokolwiek wyszkolenia militarnego i lichej broni.
Mimo, że Józef był kiepskim gubernatorem Galilei w czasach pokoju, podczas oblężenia Jotopaty pokazał się jako odważny i zaradny dowódca – nawet jeśli w pewnym momencie walki myślał o tym by uciec i pozostawić swych ludzi na pastwę Rzymian. Jego przywództwo w obronie miasta było jednym z największych sukcesów w jego życiu.
Ale.. gdzie on sie schował?
—————————————————————
Tak kończy się rozdział poświęcony oblężeniu Jotopaty. Józef przetrwał walkę, ale jego życie nadal było zagrożone – tym razem ze strony swoich współziomków z którymi się ukrywał. Wszyscy postanowili zbiorowo popełnić samobójstwo, ale Józef zachował życie dzięki przytomności umysłu, swojemu wybitnemu intelektowi i znajomości prawideł matematyki, którą poznał u swoich wujków w Aleksandrii. Zaproponował wszystkim wyliczankę, która polegała na tym, że pierwsza wyliczona osoba zabijana była przez kolejną wyliczoną i tak do ostatniego człowieka w jaskini, gdzie się ukrywali otoczeni już przez Rzymian. Matematyczna formuła wyliczania jaką zastosował Józef sprawiła, że z 40 osób w jaskini to on był tą ostatnią jaka została przy życiu i spokojnie oddał się w ręce Wespazjana, rozpoczynając kolejny etap swojego niezwykłego życia.
czy coś złego się stało, jakaś dziwna pauza panie Krisie?
Chris czekamy na to co napiszesz….. Strasznie długo…
heh, no dobra. Wszyscy, którzy cię stąd znają znają, wiedzą że piszesz wyśmienicie. Zaglądam tu codziennie a tu tu dup… No tak, ale ty już tak masz 😉 Wiedz , strona jedyna. Z pasją. Pokłony.
Nadawałem ja. Ślepy.
matko z córką Kris wróć proszę !!!!! Tęsknię 🙂
co się stało? dlaczego strona znowu umiera? Najlepsza strona w internecie to jest, szkoda bardzo będzie jeśli umrze.
Ciekawy artykuł, warty przeczytania, serdecznie polecam wszystkim.
Szacunek za to co robisz Chris, nie tylko na NA ale i w Radiu Paranormalium.
P.S. Tak z innej beczki, chętnie przeczytałbym coś o Ahnenerbe w Twoim wydaniu.
Pozdrawiam serdecznie.
Witam, czytam Pana artykuły od lat. Są bardzo ciekawe i różnotematyczne, a to jest bardzo ważne, bo specjalista nie widzi kontekstu. po raz pierwszy odważam się na wpis.
komentarz do zbiorowego samobójstwa: religijny Żyd nie może popełnić samobójstwa, to ciężki grzech i nie dostąpi zbawienia. Może zabić w sytuacji koniecznej, wtedy grzechu nie ma. Reszta to logiczny wywód, zrealizowany podczas bitwy. . Dlatego osaczeni obrońcy twierdzy wybrali wyliczankę: Wybrani w wyliczance zabijali pozostałych, ci ginęli bez grzechu. Pozostali wybierali następnego „egzekutora” itd , aż pozostał Józef. Ten albo musiał sam się zabić i popełnić grzech, albo mógł poddać się Rzymianom i zginąć z ich ręki, bez grzechu. Nie zabili go , to rozpoczął nowe życie.
pozdrawiam
Krzysztof