Noc była piękna i bezchmurna. Biwakujące na polu namiotowym małżeństwo: Rebecca i Tim wzięli dwójkę swoich dzieci na plażę, żeby popatrzeć na gwiazdy. Kiedy wracali, w lesie było tak ciemno, że nie można było dojrzeć ścieżki nawet przyświecając sobie dwiema latarkami. Wreszcie dotarli do namiotu i położyli się spać. Noc sprawiała wrażenie cichej i spokojnej. Godzinę później dało się słyszeć zza namiotu wyraźne, chrapliwe powarkiwanie jakiegoś zwierzęcia. Coś stało za namiotem i sądząc po niskim i złowrogim tonie to coś musiało być sporych rozmiarów. Usypiające dzieci rozbudziły się natychmiast.
“Mamo???? Czy to słyszałaś?” – zapytały przestraszone
“Tak” – odpowiedziała Rebbeca z niepokojem w głosie.
Zaczęła budzić swojego męża dopytując się czy on także słyszał warczenie. Ten jednak zaspanym głosem odpowiedział, że tak, że słyszał i żeby iść spać. Rano się rozejrzą.
Ognisko dopalało się i co jakiś czas ożywało gwałtownym ogniem, gdy w płomieniach stawała jakaś sucha, żywiczna gałązka. W takim chwilowym blasku ujrzeli na ścianie namiotu cień. Była to ogromna postać na dwóch nogach z głową… wilka lub psa. Córka Rebecci mocno chwyciła matkę za szyję pytając natarczywie:
“Mamo!!! Widziałaś to?”
Zdezorientowana Rebecca doszła do wniosku, że to musi być jakiś żart jej męża, który wymknął się na zewnątrz. Zerwała śpiwór pod którym leżał pokrzykując gniewnie:
“Tim, daj spokój!”
Ale Tim leżał dokładnie tam, gdzie położył się spać i pochrapywał nieświadom tego co dzieje się wokół namiotu. Rebecca poczuła przypływ gorąca… Przypomniała sobie legendy o lasach stanu Michigan i czających się w nich Dogmanie… W ostatnich latach widywano go coraz częściej. Serce waliło jej mocno.
Nasłuchiwała. Las był jednak cichy. Słychać było jedynie równe oddechy jej męża, syna i córki, która zmęczona wreszcie zasnęła. Rebecca jednak nie mogla zmrużyć oka. Do świtu było nadal daleko.
Godzinę później w jej wyczulone na odgłosy z zewnątrz ucho dotarł jeszcze jeden dźwięk. Znów bardzo bliski. Tuż za cienką ścianą namiotu słychać było czyjś ciężki oddech.
Zadrżała i tylko mocniej nasunęła śpiwór na głowę wtulając się w swoje dzieci i męża.
O świcie dokładnie sprawdzono okolice obozu. Nie znaleziono żadnych podejrzanych śladów, ale Rebecca wciąż doskonale pamięta dźwięki jakie dochodziły zza ściany namiotu i wie, że nie było to złudzenie.
Joedy Cook jest badaczem fenomenu Bigfoota i Dogmana w Ohio od 1991 r. i napisał na ten temat 12 książek. Założył także nieformalną organizację American Dogman Project, która skupia się na zbadaniu natury tego nowego fenomenu w amerykańskich lasach. Jest także założycielem magazynu “Cryptid Seekers” (“Poszukiwacze Kryptydów”). Przez lata zajmował się poszukiwaniem śladów Bigfoota, gdy nieoczekiwanie coraz więcej historii zaczęło dotyczyć Dogmana. Szczególnie dużo takich opowieści pochodziło ze stanu Ohio. W 1972 r. w okolicy miasteczka Defiance, Ohio przez dwa tygodnie cała okolica terroryzowana była przez stworzenie określane jako wilkołak. Wilkołak atakował zwierzęta domowe a także dwóch kolejarzy. W gazetach pojawiły się nagłówki o “Wilkołaku z Defiance”. Policja oficjalnie ogłosiła, że był to czarny niedźwiedź stojący na dwóch łapach, ale zwierzęta te pojawiły się w Ohio dopiero wlatach 80-tych. Czarne niedżwiedzie migrują pomiędzy Ohio a West Virginią i zostają w miejscach, gdzie mają więcej pożywienia. W latach 70-tych populacja czarnych niedżwiedzi niemalże w całości przebywała w Pennsylwanii i West Virginni i dopiero w latach 80-tych misie powróciły do Ohio. Złowrogie stworzenie z Defiance było w stanie powalić krowę. Nigdy nie słyszano o przypadku aby czarny niedżwiedź dokonał czegoś takiego i ludzie doskonale o tym wedzieli. Podobnie rzecz się miała w Germantown. Spotykano tam rozszarpane na strzępy krowy a także i sarny. Sarna nie jest małym zwierzęciem, ale znajdowano martwe sarny z ukręconymi karkami i wyrwanymi nogami. Dogman musiał także zostawiać specyficzny zapach, żeby odstraszyć inne zwierzęta. Nawet przebiegłe kojoty bały się zbliżyć do takiego miejsca mimo, że rozszarpane zwierzę leżało tam już od kilku dni. Dookoła znaleziono ślady istoty o długich palcach zakończonych szponami. Policja nie chciała wprowadzać miasta w stan paniki i ściągnęła poważne siły policyjne pod pretekstem treningu w lesie. Co ciekawe, Cook złożył podanie o udostępnienie mu dokumentów policyjnych z tej sprawy na podstawie regulacji zwanej FOIA (Freedom of Information Act). Jego prośbie odmówiono, co jest niezgodne z prawem, chyba że informacja ma klauzulę tajności.
Dogman wzbudza szczególnie duże zainteresowanie, bo jest zjawiskiem względnie nowym i wcześniej nieznanym. Jego nazwa pochodzi od tego, że rzeczywiscie przypomina psa lub wilka, tyle że dużych rozmiarów i na dodatek chodzącego w pozycji pionowej na dwóch nogach. Jego wzrost oceniany jest na 2.5 m. Kiedyś na drzwiach kościoła w Wisconsin znaleziono ślady pazurów. Po wysokości na jakiej zostały wydrapane oceniono wzrost istoty na prawie 3 m.Jego stopy są długie a łapy przypominają ludzkie ręce, tyle że uzbrojone w portężne pazury. Jego sierść zazwyczaj jest czarna – czasami z jaśniejszą głową. Nie jest on wilkołakiem, bo nie przechodzi transformacji w człowieka i odwrotnie. Czyżby policja nadal ukrywała coś w swoich aktach?
Także w stanie Ohio pewien starszy (niespełna 70-letni) człowiek tradycyjnie przed świętem Dziękczynienia chodził polować na dzikie indyki. Tym jednak razem sam stał się przedmiotem polowania, gdy nagle otoczyło go 5 Dogmanów. Myśliwy nigdy nie zaprzątał sobie głowy zjawiskiem takim jak Dogman uważając to za bujdę na użytek tabloidów. Później, po swoim spotkaniu z Dogmanami powtarzał w kółko:
“Nie rozumiem jak pies może chodzić na dwóch nogach.”
Opisał stworzenia niezwykle dokladnie, łącznie z genitaliami, które wg niego abdolutnie przypominały ludzkie. Jeden z dogmanów – najmniejszy z nich – wykazywał szczególną agresję. Myśliwy nie dostrzegł u tego zwierzęcia wyraźnych genitaliów i uznał, że musi to być samica. Kolory futra stworzeń były różne: od czarnego, przez brązowy po czerwonawy. Obserwacje te są tak dokładne, bo myśliwy widząc, że jest otaczany dokładnie lustrował całe swoje otoczenie oceniając kiedy i z której strony może nastąpić atak. Wyszedł z tej historii cało, bo mimo niezwykłości całej sytuacji zachował zimną krew, trzymając stworzenia na muszce swojej strzelby a te jakby rozumiały zagrożenie i trzymały dystans. Co go zaskoczyło, to strach jaki widział w oczach tych zwierząt (?). Uznał, że nie jest to strach przed nim a raczej strach przed strzelbą. Dogmany w wielu przypadkach pokazują swoją ponadzwierzęcą inteligencję. Potrafią przekręcić gałkę drzwi, potrafią wspiąć się i wejść przez okno i być może są świadome zagrożenia jakie niesie broń palna. Posiadają tak jak Bigfoot inteligencję wykraczająca poza zwierzęcy instynkt. Mężczyzna po tej przygodzie uznał, że nigdy więcej w swoim życiu nie pójdzie na polowanie. Tu trzeba dodac, że był myśliwym od 9 roku życia.
Wielu ludzi uważa, że Dogmani to nic innego jak czarne niedżwiedzie chodzące na dwóch łapach i rzeczywiście w wielu przypadkach takich spotkań tak wlaśnie jest. Z drugiej strony ludzie, którzy mieszkają w zalesionych częściach USA potrafią odróźnić psa od niedźwiedzia. Czarne niedźwiedzie są także znacznie mniejsze od opisów dogmana. Inna sprawa, że praktyka pokazuje, że naoczni świadkowie jakiejś sytuacji wcale nie są najlepszym dowodem na to, że wydarzenie w formie jakiej je opowiadzieli miało w ogóle miejsce. Dopiero gdy jest grupa naocznych świadków, którzy obserwują zjawisko niezależnie i ich spostrzeżenia się pokrywają wszystko nabiera sensu. Tymczasem jednak tajemniczych przypadków z udziałem Dogmana przybywa.
Jeden z farmerow w Ohio hodował konie. Zostawiał je na noc w zagrodzie. Któregoś ranka zobaczył, że drewniane ogrodzenie jest rozbite, jeden z jego koni mocno krwawi i brakuje dwóch kucyków. Ślady były wyraźne i wskazywały na duże, drapieżne zwierze. Po krótkim czasie farmer znalazł ciała obu kucykow rozszarpane na strzępy. Jeden z nich miał urwaną głowę. Wezwana policja nie potrafiła stwierdzić co sie stało i co się kryło za tą masakrą.
W 2013 r. w sąsiadującym z Akron, Ohio parku narodowym Dogmana widziało wielu rangersów. Była akurat zima i jeden ze strażników miał okazję dobrze przyjrzeć się stworzeniu. Zostawiło ono na śniegu wiele wyraźnych śladów – w sumie pobrano ponad 150 odcisków, które z wyglądu przypominaly coś pośredniego pomiędzy ludzką stopą a śladem wielkiego psa. Dla parkowych strażnikow nie było to żadne zaskoczenie, ale Dogman jest tematem tabu i nie chcą o tym rozmawiać. Dogmany widziano nawet w pobliżu ludzkich osiedli – prawdopodobnie szukały jedzenia w śmietnikach. Wezwano policję, ale Dogmany zniknęly. Policja odmówila prowadzenia śledztwa w tej sprawie. Sami policjanci zaniepokojeni zjawiskiem, niemalże w każdej chwili gotowi są by ruszyć w las z obławą i wytropić bestię. Jednak w każdej takiej sytuacji ktoś z zarządu policji studzi te zapędy. Na razie nie ma ofiar ludzkich w spotkaniu z Dogmanem -jednak coś takiego wydaje się być nieuniknione i być może dopiero taki wypadek zmieni oficjalne podejście policji do tego tajemniczego fenomenu.
Nie wiem jak odnosisz się do pana Dariusza Kwietnia i jego eksplorowania kompleksu Riese, ale w przytaczanych przez niego opowiadaniach świadków z czasów zarówno wojennych, jak i późniejszych, tego typu stworu pojawiają się bardzo często.
Że co????? Jakich świadków?
Ten człowiek od samego początku nie przedstawił ANI JEDNEGO wiarygodnego świadka, który mógłby przytoczyć taką opowieść. Wszystkie wersje tego typu pochodzą z jego mocno nadwyrężonej głowy.
W jednej z audycji radia paranormalium o Bigfootach przytaczałeś historię o makabrze,i że po śladach na zwłokach stwierdzono pazury czy tam ślady na ziemi takie,które zostawiają ci domniemani Dogmani,więc wychodziłoby na to,że takie ofiary w ludziach mogą jednak być, zwłaszcza,że policja nie dopuszcza nikogo do akt takich spraw i warto tutaj wspomnieć historie z książek Paulidesa,które też mogą dotyczyć dogmenów.
Bardzo dobre spostrzeżenie! Jak widzisz temat nie istnieje w próżni i wystarczy połączyć ze sobą punkty… a pojawia się coś interesującego i niepokojącego zarazem.