Marsjanin

Loty kosmiczne nadal są czymś niezwykłym i niedostępnym dla zwykłego śmiertelnika. Wysłanie pojazdu kosmicznego na inne ciało niebieskie jest szczytowym osiągnięciem całej naszej cywilizacji. Przełomem był lot na Księżyc a po nim – na razie bezzałogowe – osiągnięcie innej niż Ziemia planety. Kilka amerykańskich sond kosmicznych bada powierzchnię Marsa już od wielu lat. Amerykanie byli także jedynymi ludżmi, którzy postawili stopę na Księżycu – i to wielokrotnie. Nie udało się to żadnej innej nacji. Być może to poczucie zazdrości, ale i upokorzenia stało się źródłem coraz śmielej poczynających sobie teorii konspiracji mówiących, że być może do lotu na Księżyc doszło tyle, że w studiach Hollywood a całość była propagandową ściemą, która miała pogrążyć ówczesnego największego wroga Ameryki – Związek Radziecki. Aby ostatecznie potwierdzić czy tak rzeczywiście było, wystarczy kilka zdjęć z miejsca gdzie lądowały kolejne Apollo, zrobione przez ekipę z konkurencyjnej agencji kosmicznej. Oczywiście nie jest to takie proste, bo program kosmiczny to luksusowe hobby najbogatszych państw świata, ktore są w stanie sobie pozwolić na ich prowadzenie. Dziś najbliżej takiego lotu są Chińczycy, rozpychający się łokciami wśród żeglujących w przestrzeni kosmicznej nacji. Trzeba jednak poczekać jeszcze kilka lat aby do takiej chińskiej załogowej wyprawy doszło. Tymczasem Amerykanie już teraz zastrzegli sobie zakaz wstępu w miejsca, gdzie lądowali w latach 70-tych zeszłego stulecia. Powstaje pytanie: Dlaczego? Czego sie obawiają? Wykrycia jakiejś tajnej technologii, która pozwoliła im z łatwością oderwać się w drodze powrotnej od powierzchni Srebrnego Globu i precyzyjne odnaleźć punkt rendez vous ze statkiem bazą, krążącym jak igła w stogu siana na orbicie ziemskiego satelity? A może chcą po prostu ukryć kompromitujący fakt, że na Księżycu nigdy nie byli? Takie teorie coraz mocniej bulgoczą w kotłach rozmaitych teoretyków konspiracji, nie wyłączając głowy piszącego te słowa.

Jak się ma to do Marsa? Czerwona Planeta interesuje wszystkich, którzy planują ekspansję w kosmos. Od lat w jej stronę wysyłane są kolejne sondy. Jedne na orbitę a inne na powierzchnię planety. Amerykanie znów są w czołówce. Niemalże każda ich sonda od Vikinga począwszy na Curiosity skończywszy szczęśliwie pokonuje wątłą atmosferę Marsa i w jednym kawałku ląduje na jego powierzchni. Co jest jednak najważniejsze, sondy te działają. Zbierają dane, dokonują setek doświadczeń naukowych, fotografują, filmują a nawet na własnych kołach pokonują dziesiątki kilometrów, stając się pierwszymi wędrowcami na tej nieprzyjaznej i zimnej planecie. Inni mają mniej szczęścia a właściwie nieustającego pecha. Angielski Beagle nawet nie wydał pipnięcia rozbijając się w marsjańskich gołoborzach. Radzieckie Łuny podobnie. Rosyjski Fobos Grunt, który miał odbyć podróż w dwie strony i tym samym nieco wyrównać amerykańską przewagę, okazał się być klęską, gdy uwiązł bezradny i głuchoniemy na naszej ziemskiej orbicie by zwalić się w wody Atlantyku w rozpaczliwym akcie samospalenia. Wreszcie kosmiczne konsorcjum europejsko rosyjskie wysłało ostatnio Schiaparellego – sondę, która miała raz na zawsze zakończyć to pasmo klęsk. Sonda doleciała i jak wiele innych przed nią – milczy do dziś i została spisana na straty.

frb_475795997edr_s0450000fhaz00209m_

Dlatego w sposób naturalny zakrada się natarczywe pytanie. Czy Amerykanie rzeczywiście kiedykolwiek dolecieli na Marsa? Czy może jednak – jak chcą niektórzy – wszystko to jest jednym wielkim kosmicznym oszustwem a łaziki tak naprawdę jeżdżą po jakimś supertajnym poligonie w Arizonie i pokazują zwykły ziemski krajobraz, który ma udawać Marsa. W końcu nikt inny tam nie był, żeby móc to potwierdzić lub zaprzeczyć. Dlatego tysiące fascynatów podboju kosmosu drobiazgowo analizuje każde zdjęcie, każdy milimetr filmu nakręconego przez amerykanskie łaziki. NASA, która kontroluje ten proces, pokazuje te zdjęcia wąską stróżką i każde z nich jest nie tylko przemyślane ale i dobrze sprawdzone na okoliczność rozmaitych anomalii. Przekleństwem człowieka jest nie tylko jego geniusz, ale także popełnianie prostych i banalnych błędów – często dla niego bardzo kosztownych. Na taki błąd liczą ci wszyscy, którzy w napięciu analizują te zdjęcia wierząc, że cenzor z NASA o czymś zapomni. I rzeczywiście – od czasu do czasu pojawia się na tych zdjeciach coś niepokojącego. Niekoniecznie jest to dowód w jedną lub w drugą stronę, ale to coś daje do myślenia. Ostatnio jest to seria zdjęć pokazująca odwiert jaki dokonuje łazik Curiosity w powierzchni Marsa. Całość jest filmowana przez jedną z tzw Hazcam czyli kamer, które są oczami pojazdu i wypatrują na jego drodze rozmaitych przeszkód. Kiedy pojazd jest nieruchomy robią dokumentację tego co dzieje się w jego nabliższej okolicy. Nie są to zdjęcia superdokładnej jakości bo ich wymiary to zaledwie 1024px x 1024px, ale sporo na nich można dojrzeć.

29 stycznia, 2015 r czyli w marsjańskim Sol 882, podczas takiego fotografowanego odwiertu uważne oko dostrzeże, że coś zaczyna ulatniać się spod skały w której wierci łazik. Wygląda to jak skroplony gaz, który wąską strugą wydostaje się ze szczeliny. Ale to nie wszystko. Z tej szczeliny nagle coś wyskakuje. Przypomina sporego karaczana prusaka, gdy swoją pikielhaubą wysuwa się ze swojej jamy, spłoszony wibracją wiertła. Prusak jest u siebie i natychmiast znika w najbliższej, bezpiecznej szczelinie. Oglądałem tą scenę ze 20 razy i założę się, że wielu z Was zrobiło to lub to zrobi podobnie lub nawet więcej. Czy ten postrzępiony filmik z Marsa (złożony z klatek zdjęciowych klikanych co 1-3 sekundy) objawia nam niepodważalny dowód na istnienie życia na Marsie i co się z tym wiąże życia pozaziemskiego? Wszak prusak jest w stanie przeżyć wojnę atomową i klimat na Marsie to dla niego pestka…. Czy może…. – i to pytanie trzeba sobie zadać – czy może jest to po prostu pocztówka z Arizony, na ktorej pojawił się na kilka sekund mieszkaniec tej pustyni – wszechobecny, najzupełniej ziemski karaczan…

8 comments

  • W powieści Verne’a Phileas Fogg w 80 dni objeżdża kulę ziemską, a my w czasie o połowę krótszym moglibyśmy polecieć na Marsa. Brzmi nieprawdopodobnie, ale gdyby zastosować Jednolitą Teorię Pola Burkharda Heima, można by zbudować napęd poruszający się z prędkością wielokrotnie przewyższającą prędkość światła. Podobno NASA już pracuje nad zastosowaniem teorii Heima w praktyce. Wszystko to opisał, wyliczył genialny niemiecki fizyk Burkhard Heim. Dla chętnych do poczytania: http://miroslawkwiatek.republika.pl/pdf_y/heima_teoria-skrot_wiekszy.pdf

  • taka jakosc filmu sprawia ze pojawia sie wieeeelkie ooogrooooomne pole do subiektywnych interpretacji i kazdy widzi co chce….moze to karaczan a moze zaklucenie na filmie? cholera wie…ale co do amerynanow na ksiezycu….slyszelem ze ostatnio niemcy przeprowadzili jakis projekt wyslania dosc dokladnych kamer na niska orbite zeby sprawdzic czy w miejscach ladowania apolla na ksiezyciu dalej sa rzeczy ktore tam pozostawili….i okazalo sie ze widac je na foto. to by chyba rozstrzygalo sprawie tego czy byli na ksiezycu czy nie…jak na razie niekomu innemu to sie nie udalo….dlaczego teraz nie lataja? po 1 po co leciec tam nasty raz? po 2 budzet tego przedsiewziecia na obecne pieniadze to bybyly dziesiatki o ile nie setki MLD $ …..nie te czasy …..kto wyjasni amerykanskiemu podatnikowi ze ma za to zaplacic? burak obama?

  • Sprostowanie co do Karaluchów, które nie byłyby w stanie przetrwać wojny atomowej,bo są tylko trochę bardziej odporne od człowieka. Niewiele ponad 6000 radów zabija karaluchy. Człowiek może przeżyć dawki do 1000 radów. Odporniejsze od karaczanów są chociażby muszki owocówki.

  • Poza tym jeszcze inna sprawa: Jest duża różnica pomiędzy zdjęciami Księżyca zrobionymi przez Chińczyków a tymi amerykańskimi. Dlaczego? Poza tym gdzie więcej zdjęć księżycowych od Chińczyków? Dlaczego ich nie oglądamy?

  • No, faktycznie masz rację, obejrzałem chyba z 50 razy.
    Nie jestem przekonany do końca. Tzn. tak, na 100 procent coś się tam wydobywa z tych szczelin, w momencie wiercenia. Jakaś ciemna substancja, ciemniejsza niż powierzchnia. Jednak, oprócz „robala” są tam inne poruszające się detale w tym samym co „robal” kolorze. Rusza się tego tam więcej. Poza tym, dziwi mnie, że ten insekt wylazł z dużej dziury, a „schował” się w małą szczelinkę. Kolejna rzecz, to to, że on po drodze coś gubi, jakby rozkawałkował się na mniejsze części. To sprawia, że może to być jakaś ciemna substancja, która po prostu przypomina robala.
    Co do artykułu, to dla mnie pytanie dlaczego Amerykanie od 40-tu lat nie byli na Księżycu jest wyjątkowo ciekawe. Nie ma wiarygodnego tłumaczenia.

    • Być może nie jest to robal a jakiś odprysk skalny, ale złudzenie jest ogromne. Mnie dziwi najbardziej to, że NASA nie komentuje tych zdjęć i zostawia wszystko najbardziej nawet szalonym domysłom. Zapewne nie jest to przypadek i czemuś to służy. A Chińczycy trzymają karty blisko orderów i zamiast pozwalać na rozmaite interpretacje nie dają im pożywki i nic nie pokazują. Ale swoje wiedzą. Przez to, że nic nie pokazują konkurencja także nie wie co tam na Księżycu sobie Chińczycy oglądają….

      • No być może Chińczycy po prostu nie pokazują swoich odkryć. Bo mają czego nie pokazywać 😉
        A NASA nie komentuje być może też dlatego, że musiałaby komentować setki różnych uwag do ich zdjęć dziennie: ten widzi to, ten widzi tamto, a tamten owamto. I ciężko byłoby na wszystko reagować, więc …nie komentują niczego.

  • Welcome back Chris!

Comments are closed.