Założenie, że nasza cywilizacja nie jest pierwszą jaka istnieje na Ziemi jest wnioskiem kontrowersyjnym, którego współczesna nauka w ogóle nie bierze pod uwagę. Dominuje podejście oparte na koncepcji powolnej ewolucji, która rozciąga się czasami na przestrzeni dziesiątek a nawet setek tysięcy lat, gdzie wszystko rozwija się stopniowo, powoli od prostych do skomplikowanych form. Tymczasem wiele wskazuje, że głównym czynnikiem, który ukształtował życie jakie znamy na naszej planecie jest seria katastrof, która z zadziwiającą regularnością nawiedza nasz niewielki, krążący wokół Słońca kamyk. Opisywana przeze mnie poniżej książka Grahama Hancocka – “Magowie Bogów” jest próbą zmiany takiego spojrzenia przy wykorzystaniu metod jakie stosują historycy. Podobnie wyzwanie przyjął na siebie Randall Carlson, który próbuje dokonać tego samego na gruncie przede wszystkim geologii.
Randall Carlson jest architektem,geometrą, geomitologiem, geologiem i zbuntowanym uczonym. Od czterech dekad studiuje powiązania pomiędzy tajemnicami historii a współczesną nauką. Przez 30 lat był aktywnym masonem. Był nawet mistrzem loży masońskiej w Georgii. Został nagrodzony przez National Science Teacher Association ze względu na pracę dla edukacji dzieci i młodzieży. Znany film dokumentalny pt. “Fire in the Sky” oparty był na jego badaniach nad rolą katastrof w historii naszej planety. Zajmuje się on również starożytną mitologią, astronomią, naukami o Ziemi, paleontologią, świętą geometrią, architekturą i geomancją a także wieloma innymi dziedzinami wiedzy. Od 25 lat daje wykłady i tworzy prezentacje dla wszystkich zainteresowanych niekonwencjonalnym podejściem do nauki. Jest przekonany, że aby rozumieć przyszłość trzeba mieć pełne zrozumienie przeszłości. Uważa, że w nauce panuje nadmierna specjalizacja. Rozmaite dyscypliny naukowe nie rozumieją się nawzajem i Carson stara się być tym łącznikiem, który w ramach swoich zainteresowań jest w stanie połączyć ze sobą historię i geologię. Nie ma wątpliwości, że geologia odgrywa w ludzkiej historii ogromną rolę. Wystarczy spojrzeć na same początki naszej cywilizacji. Kiedy powstawało pismo klinowe – 5 tys lat temu – to wydaje się nam, że są to narodziny współczesnej historii. Tymczasem obecność człowieka na naszej planecie sięga o wiele dalej wstecz. Obecnie najstarsze znalezione szkielety Homo sapiens są datowane na 280 tys lat. Tak więc mamy do czynienia z ogromną ilością czasu na temat którego nie posiadamy zbyt wielu informacji. W tym czasie wydarzyło się bardzo wiele, choćby z tego względu, że miały tam miejsce kolejne epoki lodowcowe będące punktami zwrotnymi w dziejach Ziemi.
Jeśli przyjrzymy się tym następującym po sobie zlodowaceniom i ociepleniom zauważymy, że epoka lodowcowa po raz ostatni dała znać o sobie ok. 10-13 tys. lat temu. Po niej nastąpił gwałtowny rozwój ludzkości. Człowiek zaczął prowadzić osiadły styl życia, uprawiał rolę, udomowił bydło, zbudował nawet całe miasta. Sugeruje to, że niekoniecznie mamy tu do czynienia z początkiem ludzkiej cywilizacji a raczej z jej restartem po katastrofalnej zapaści jaką niosły ze sobą konsekwencje kolejnej epoki lodowcowej. Epoka lodowcowa nie skończyła się w ciągu jednej nocy i dawała jeszcze znać o sobie przez kolejne tysiąclecia, dlatego pełna stabilizacja klimatyczna na Ziemi miała miejsce ok 5 tys lat temu i wraz z nią powstały pierwsze solidne organizacje państwowe takie jak Mezopotamia, Egipt, Indie i Chiny.
Na wielkie katastrofy z przeszłości wskazują także folklor i mity. Np Potop, który jest wpisany w mitologię wielu kultur. Miał on zniszczyć szereg nieznanych nam bliżej cywilizacji i ci, którzy przetrwali ten kataklizm włączyli się w budowę tej, którą mamy teraz. Istnieje teoria, że wszyscy ludzie mówili tym samym językiem i być może język ten nie tyle był kwestią mowy i pisma a raczej symboli, które były uniwersalne dla wszystkich ludzi zamieszkujących wówczas świat. Na tej samej zasadzie język matematyki czy geometrii możemy dziś nazwać językiem uniwersalnym, zrozumiałym dla każdego, niezależnie od jego bagażu kulturowego czy etnicznego. Zresztą wszystkie starożytne kultury wykazują tą samą obsesję wobec symboli, które były dla nich niezwykle ważne. Wyrażano je na piśmie, w rytuałach w architekturze. Pokazuje to ogromne aspiracje tych ludzi zakończone w dramatyczny sposób przez globalną katastrofę. Ludzie tworzący niegdyś taką zaginioną cywilizację rozeszli się po różnych stronach świata co wystarczyło aby już po kilku pokoleniach stracić wspólny język i zacząć tworzyć poważne różnice pomiędzy sobą. Tak wiec niekoniecznie Bóg w jednej chwili pomieszał ludziom języki za to, że zbudowali Wieżę Babel. Cały proces mógł trwać przez stulecia a Wieża Babel stała się w międzyczasie symbolem gniewu bożego i podstawą nauki moralnej dla następnych pokoleń – tych, które nadeszły już po katakliźmie.
Paleohydrolodzy tacy jak Victor Baker i Aleksiej Rudoj , którzy studiowali możliwość powstania w przeszłości takich gigantycznych katastrof na skalę planety zgodnie dostrzegli zjawisko poważnego przemieszczania się mas wodnych, które potwierdziłyby fakt istnienia globalnego potopu. Na ich badania nie zwrócili jednak uwagi historycy zajmujący się wyjaśnieniem tajemnicy powstania naszej cywilizacji.
Czy zatem możliwe jest aby zatopić świat? Jak najbardziej tak. Trzeba na to co najmniej 10 tys. lat aby powoli zmagazynować ogromne ilości wody w postaci gigantycznego lodowca o grubości 3-4 km. Powstaje wówczas ogromny potencjał energetyczny. Następnie trzeba jakoś uwolnić wodę zamkniętą w lodzie. Z taką sytuacją mamy do czynienia pod koniec ostatniej epoki lodowcowej, kiedy następuje gwałtowne topienie się lodu na skalę, która wymyka się logicznemu wyjaśnieniu. W latach 50-tych, kiedy masowo zaczęto stosować metodę radiowęglową, dla glacjologów stało się jasne, że ta ogromna ilość lodu – znacznie większa od tej jaka pokrywa dziś Antarktydę – rozpuściła się w bardzo krótkim okresie czasu. Przed zastosowanie tej metody wyobrażano sobie, że lodowiec w sposób stopniowy wyparował, co – jak obliczono – zajęło by mu ok. 50 tys lat. Obliczenia te stworzono na podstawie cofania się górskich lodowców podczas tzw “małej epoki lodowcowej”, która miała miejsce między XVIII a XIX w. w Europie. To, co jednak niepokoiło naukowców to fakt, że ok 14 tys. lat temu lodowiec stał na północnej półkuli w całej swojej glorii i potędze by zniknąć kompletnie do 8 tysiąclecia przed naszą erą. Żeby taki kawał lodu zniknął w tak krótkim czasie potrzebna jest energia termiczna. Zaczęto więc robić kolejne obliczenia z których wynikało, że tej energii musiała być ogromna ilość a na Ziemi nie ma źródła, które mogłoby jej dostarczyć. Takiej ilości energii nie było także w stanie dostarczyć Słońce. Uświadomienie sobie tych faktów wywołało wiele problemów w obliczeniach. W wielu pracach naukowych zwłaszcza wydanych w latach 1973-75 opisano to jako “paradoks”. Próbowano topnienie ogromnych ilości lodu zrozumieć na przykładzie klimatu Kanady, gdzie 14 tys. lat temu stał lodowiec. Gdyby więc dziś Kanadę przykryć całym lodem Antarktyki, to jego stopienie zajęłoby – w warunkach dzisiejszego klimatu – 30-40 tys. lat. Lód topniałby najwyżej przez 4 miesiące w roku i odzyskiwał część swojej utraconej masy z padającego zimą śniegu a sam lodowiec w dużej części istniałby do dziś. Największym źródłem ciepła na Ziemi jest ocean – zwłaszcza w okolicy równika. Obliczono także, że gdyby właśnie na równiku położyć cały lód Antarktyki, to topnienie zajęłoby mu ok. 20 tys lat… Takie wnioski upokarzały naukowe podejście do tematu. Nie mogąc wyjaśnić tajemnicy topnienia lodowca, naukowcy uznali, że najlepiej będzie odłożyć go na półkę i o nim zapomnieć. I rzeczywiście… Bez trudu o nim zapomniano.
Tak więc lód z wielkiego lodowca zniknął w ciągu 6 tys lat i nie był to proces równomierny a wręcz przeciwnie – momentami bardzo gwałtowny. Dziś notuje się co najmniej dwa epizody gwałtownego topnienia, kiedy to olbrzymia część lodu zniknęła w szybki sposób. Nazywa się to w geologi topnieniem lodu 1A i topnieniem lodu 1B. Widać to podczas studiów nad wzrostem poziomu morza. Poziom morza nie wzrastał wszędzie w tym samym tempie. Geolodzy morscy nazywają to CRE – Cyclic Rise Events – cykliczne zjawiska wznoszenia. Katastrofalny w swoich skutkach wzrost poziomu morza jest w sposób oczywisty związany z gwałtownie topniejącym lodowcem. Lodowiec zaczął topnieć już ok 18 tys lat temu, ale przez kolejne 3 tys lat wciąż zachował 80% swoich rozmiarów. W tym czasie rozpoczął się okres gwałtownego ocieplenia, kiedy to temperatury podskoczyły o 10 C, co dało początek równie gwałtownemu topnieniu lodowca 1A. Pomiędzy topnieniem lodu 1A i 1B nastąpiły poważne zmiany w klimacie planety. Zmiana ta nazywana jest Bølling-Allerød i było to globalne ocieplenie które zaczęło się ok 15 tys lat temu stopniowo zmieniając klimat na cieplejszy aż do 14 tys lat temu, kiedy to proces ten został zakłócony przez wydarzenie mocno podgrzewające klimat Ziemi co zakończyło się gwałtownym powrotem zimna zwanym w geologii młodszym dryasem, który trwał 1400 lat. To wydarzenie zostało z kolei zakończone przez kolejne ocieplenie zwane preboreałem trwającym aż do 11600 lat temu. W tym właśnie czasie wyginęła megafauna a więc mamuty, wielkie leniwce i niedźwiedzie krótkopyskie (razem ok. 130 gatunków). Naukowcy jednak uznali, że powodem wyginięcia mamutów jest człowiek i jego nadmierne polowania mimo, że nasycenie np. kontynentu północnoamerykańskiego ogromnymi zwierzętami swoją liczbą przypominało zagęszczenie zwierząt w afrykańskiej Serengeti. W Ameryce żyły trzy gatunki słoni, wielbłądy, ważące 250 kg bobry, leniwce wielkości dzisiejszego konia. Wszystkie te zwierzęta zniknęły w czasie gwałtownych zmian klimatycznych. Zwierzęta te potrzebowały ogromnych ilości jedzenia, które skończyło się podczas tych zmian. Rozmnażały się bardzo wolno i potrzebowały wiele czasu aby stać się samodzielne. Wymagały więc stabilnego środowiska naturalnego. Człowiek nie mógł się przyczynić do wybicia megafauny, bo on sam był taką samą ofiarą gwałtownych zmian klimatycznych.