Magowie bogów

Radio Paranormalium zachęcone powodzeniem Debat Ufologicznych rozpoczęło nadawanie nowej serii radiowych dyskusji pod nazwą Debaty (Nie)kontrolowane. Przedmiotem tych debat mają być wszelkie tematy o wysokim stopniu kontrowersji i tajemniczości. Na pierwszy ogień poszedł Graham Hancock i jego najnowsza, właśnie przetłumaczona na język polski książka pt.: “Magowie bogów”, wydana przez Wydawnictwo Amber.

Gdy zapytać Grahama Hancocka aby sam określił siebie kim jest i czym się zajmuje odpowiada jednym słowem, że jest pisarzem. Swoją karierę rozpoczął w latach 80-tych jako dziennikarz polityczny. Nieoczekiwanie dla samego siebie stracił swoje  zainteresowanie polityką, gdy po raz pierwszy otarł się o tajemnice historii. Miało to miejsce w Etiopii a to co zmieniło spojrzenie Hancocka na sens własnego życia była Arka Przymierza. Śledząc – jako dziennikarz BBC – ówczesne wydarzenia polityczne w tym niespokojnym zakątku świata natrafił na informacje wskazujące, że to właśnie w tym kraju (podobno) ukryto biblijną Arkę Przymierza. Miała się ona mieścić w niewielkiej kaplicy Matki Boskiej z Syjonu w starożytnej miejscowości Aksum w prowincji Tigre, w północnej Etiopii. Mimo, że materiały współczesnych historyków obalały taką możliwość, Hancock co jakiś czas natrafiał na rozmaite przesłanki wskazujące na to, że być może są oni w błędzie. Wówczas bez wahania podjął decyzję która kompletnie zmieniła jego życie. Porzucił politykę i rozpoczął własne poszukiwania zaginionej Arki. W 1992 r opisał swoje doświadczenia i przygody w swojej pierwszej książce “Znak i pieczęć: w poszukiwaniu Arki Przymierza”. Od tego momentu Hancock przestał  się interesować współczesnością i zafascynował się tajemnicami przeszłości. Szukając Arki odwiedził jeszcze dwa inne kraje; Izrael – co jest oczywiste, bo Arka Przymierza była przechowywana w Świątyni Salomona i jest to ostatnie udokumentowane miejsce jej przebywania. Drugim krajem był Egipt, bo trudno jest mówić o Arce pomijając osobę Mojżesza, który był człowiekiem wykształconym, bo wychowanym w rodzinie faraona.

Podróżując po Egipcie Hancock odwiedził Karnak, gdzie procesja mnichów niosła w zamierzchłych czasach Arkę na własnych ramionach. Odwiedził także wyspę Elefantynę, niedaleko Asuanu, gdzie przed tysiącami lat stała potężna świątynia żydowska. Jest to niezwykle interesujący fakt, bo świątynia istniała w tym samym czasie co Świątynia Salomona. Ostatnim etapem jego egipskiej wędrówki były piramidy w Gizie. Stojąc na przeciwko Wielkiej Piramidy (struktury ważącej 6 mln ton!) zdał sobie sprawę że to, w jaki sposób opisuje się je w książkach historycznych jest naiwne, niemądre i mylące. Stworzenie tak niezwykłej budowli nie jest łatwe a na dodatek piramida była to jedną z pierwszych budowli jakie  stworzono w Egipcie. Skąd  się więc wzięła? Gdzie nauczono się budować takie struktury? Dlaczego wraz z upływem czasu piramidy zamiast stawać się jeszcze bardziej potężne, karlały w oczach, by wreszcie zniknąć. Dla Hancocka stało się jasne, że budowle te muszą mieć jakiś związek z zaginioną cywilizacją, która posiadała wysoki poziom wiedzy umożliwiający podjęcie się takiego wyzwania jak budowa piramidy. Piramidy egipskie są tym, co przetrwało po takiej cywilizacji do naszych czasów.

Graham Hancock

Granicą, która oddziela czasy Zaginionej Cywilizacji od naszych jest mityczny i biblijny potop. Cywilizacje same z siebie nie znikają. Coś musi się im przydarzyć. Wg Hancocka  za wszystkim stoi koniec Epoki Lodowcowej.  Lodowiec pochłonął pod swoją, grubą na kilka kilometrów skorupą dużą część półkuli północnej i miało to miejsce 125 tys. lat temu. Teren Polski był w tych czasach lodowatą pustynią. Poziom światowego oceanu był za to rekordowo niski. Oblicza się, że nawet ponad 100 m niższy od tego jaki mamy teraz. Parująca woda oceanu tworzyła chmury, które w postaci deszczu spadały na lodowiec natychmiast zamarzając.  Klimat  planety różnił się bardzo od tego co mamy teraz i dlatego świat wyglądał inaczej. Po stu tysiącach lat lodowiec zaczął się cofać. Dziś nie jesteśmy w stanie określić momentu w którym to nastąpiło. To co jest pewne to, że olbrzymie obszary ziemi – szczególnie te które leżały na urodzajnych nizinach i przez to mogły być gęsto zaludnione – znalazły się pod wodą. Oblicza się, że pod wodą znalazł się obszar wielkości Europy i Chin razem wziętych. Brzmi niemalże absurdalnie, że współczesna archeologia tworzy obraz historii ludzkości nie biorąc tego faktu w ogóle pod uwagę. Na początku proces topnienia lodowca był powolny i trwał ok. 12 tys lat – od 25 tys r. p.n.e. aż po 12 tys. r. p.n.e. Pomiędzy rokiem 12800 p.n.e. a 11600 p.n.e. doszło do serii katastroficznych wydarzeń, w wyniku których wyginęła ogromna ilość zwierząt a wraz z nimi także ludzi. Historycy uważają, że te kataklizmy w żaden sposób nie wpłynęły na kulturę ludzką – bo jej przecież nie było. To, że akademicy nie mają racji sugerują mity i legendy jakie przetrwały do naszych czasów, które przecież nie urosły na kamieniu i nie mogły być wyłącznie tworem fantazji. Cala reszta została wymazana z ludzkiej pamięci. Graham Hancock spędził siedem lat nurkując w poszukiwaniu śladów po takiej cywilizacji. Nurkowanie bez specjalnego ciśnieniowego kombinezonu, mieszanek gazów  do oddychania i silnych reflektorów pozwala  zanurzyć się bezpiecznie na głębokość 30 m. Dlatego teren poniżej tej głębokości pozostaje kompletnie niezbadany. Zazwyczaj wiedzę o takich miejscach posiadają lokalni rybacy, którzy czasem w swych sieciach znajdują artefakty z bardzo zamierzchłej przeszłości.

Na północno zachodnim wybrzeżu Indii odnalazł Hancock dwa duże zatopione miasta w zatoce Khambhat. Nieco na południe znajdują się dwa inne: Mahabalipuram i Poompuhar . W Japonii, niedaleko wyspy Aka Jima, tuż pod powierzchnią wody leży słynne Yonaguni, gdzie na dnie można zobaczyć istniejące do dziś kamienne kręgi. Na południowym Pacyfiku znajduje się niezwykła struktura zwana Nan Madol, która co prawda nie jest zatopiona, ale gdy rozejrzeć się pod wodą w okolicach budowli to ciągnie się ona dalej i sięga znacznej głębokości. Żaden z historyków nie wziął tych ruin pod uwagę. Przykładem śladów po ziemskiej megalitycznej przeszłości jest wyspa Malta. Archeolodzy oceniają je na 5-6 tys. lat,  wiele jednak wskazuje, że są one znacznie starsze, bo towarzyszą im podwodne ruiny sięgające w przeszłość bardzo głęboko.  Na maltańskim wybrzeżu można zaobserwować coś w rodzaju odciśniętych w kamieniu śladach po jadącym wozie. Oczywiście nie zrobił ich żaden wóz. Są one wycięte równolegle do siebie w skale. Czasami kończą się na skraju klifu co wskazuje ze spora część wyspy zapadła się pod wodę. Hancock znalazł wiele podobnych linii nurkując w tych miejscach. Swoje odkrycia opisał w książce “Underworld – Flooded Kingdom of an Ice Age” (“Podziemie – zatopione królestwo Epoki Lodowcowej”) (2002)

Nie tylko megalityczne ruiny świadczą o istnieniu przedhistorycznej cywilizacji. Jej istnienie potwierdza kod numeryczny, który łączy ze sobą południki a wraz z nimi rozmaite megalityczne miejsca na świecie. Jest to astronomiczny fenomen który nazywa się precesją równonocy i wygląda na to, że twórcy megalitów doskonale rozumieli mechanikę niebieską. Teoria mówi że istnieje wahanie na średnicy Ziemi podobne jak po zakręceniu zabawkowego bąka, który kołysze się coraz bardziej, gdy traci energię wirowania. Wówczas biegun północny zatacza koło. Ziemia w tym sensie staje się platformą widokowa z której obserwuje się gwiazdy. Zmiana kątu widzenia gwiazd z takiej kołyszącej się platformy sprawia, że zmienia się czas wschodu i zachodu rozmaitych gwiazd. Oczywiście gwiazdy pozostają w tym samym miejscu. To Ziemia jest w nieustannym ruchu. Gwiazdy mają także swoją własną trajektorię poruszania się w galaktyce, ale zachodzi ona na przestrzeni setek tysięcy lat i trudno jest ją zaobserwować z Ziemi. Precesja kreuje zatem zmiany w polu obserwacji gwiazd. Co 72 lata następuje zmiana o jeden stopień i jeśli pomnożyć to przez 360 stopni to tworzy pełny cykl co 25 920 lat. Starożytni nazywali to wielkim rokiem w którym po zatoczeniu pełnego cyklu gwiazdy wracały do punktu wyjścia. Potrzeba wielu pokoleń, które systematycznie zapisują takie zmiany, aby stwierdzić funkcjonowanie tego procesu. Dzięki temu możliwe było także przewidywanie jak będzie wyglądało pole gwiazd na tysiące lat w przyszłość, ale także tysiące lat w przeszłość. Precesja równonocy opiera się na liczbie 72. To tworzy sekwencję liczb i np. 72×30=2160 czyli tyle, ile potrzeba słońcu aby przeszło przez zodiak. Wszystkie te liczby można odnaleźć w najstarszych mitach na całym świecie i wyjaśniają one proces, który jest niczym innym jak precesją równonocy. Proces ten w takim właśnie sensie opisali dwaj autorzy: Giorgio de Santillana, profesor nauk w MIT i Hertha von Dechend – profesor historii nauki z uniwersytetu we Frankfurcie – w książce “Hamlet’s Mill”. Wnioski do jakich dochodzą to stwierdzenie istnienia w przeszłości – wiele tysięcy lat temu – cywilizacji o niezwykłej wiedzy. Rejestrowanie tej precesji było dla tej cywilizacji niezwykle istotne i było przekazywane w tradycji oralnej poprzez kolejne generacje.. Nie ma znaczenia czy opowiadający rozumiał historię jaką opowiada. Ważne aby powtarzał ją dokładnie i przekazywał dalej. Wówczas wiedza czyli tak naprawdę sekwencje liczb zawarta w takiej historii została bezpiecznie przechowana w oczekiwaniu na kolejną cywilizację zdolną do odszyfrowania wiadomości. Wiedza ta została ukryta także w starożytnych monumentach. Np. trzeba 2160 lat aby Słońce przeszło przez jeden Dom Zodiaku. Dwa Domy Zodiaku to 4320 lat. Pomnożyć to razy 10 to 43200. Czy jest to przypadek? Czy raczej celowe działanie, że Wielka Piramida jest w tym sensie dokładnym modelem półkuli północnej? Jeśli pomnożyć wysokość piramidy przez 43200 uzyskuje się precyzyjny wymiar półosi Ziemi. Jeśli wspomnianą liczbę pomnożyć przez obwód piramidy uzyska się obwód Ziemi na równiku. Piramida jest więc modelem północnej półkuli w skali 1: 43200 i jest ona dziełem wysoko rozwiniętej cywilizacji.

511magowie-bogow

Najbardziej znaną książką Hancocka jest: “Ślady palców bogów” (1995) Książka osiągnęła oszałamiającą popularność jak na tego typu literaturę i rozeszła się w kilku milionach egzemplarzy a przetłumaczono ją na 27 języków. Książka  sugeruje, że ponad 12 tys lat temu istniał w historii ludzkości zapomniany dziś okres, co spotkało się z bardzo żywiołową krytyką środowiska akademickiego. Szybko okazało się, że akademikom najbardziej przeszkadzały nie poglądy Hancocka a sukces jego książki o jakim oni mogli tylko marzyć. Pomogło to Hancockowi zorientować się z kim do czynienia i jak trudnym przeciwnikiem jest dogmatyczne środowisko naukowe, niedopuszczające do naruszenia starego paradygmatu w każdej dziedzinie wiedzy. Jego najnowsza książka “Magowie bogów” jest kontynuacją “Śladów palców bogów”, ale w całości składa się z nowego materiału potwierdzającego istnienie Zaginionej Cywilizacji jaki odkryto w ciągu ostatniego dziesięciolecia, włączając w to najsłynniejsze odkrycie ostatnich lat jakim jest Gobekli Tepe. Gobekli Tepe kompletnie zmienia postrzeganie naszej najstarszej historii przesuwając jej istnienie na wiele tysięcy lat wstecz. Mimo, że miejsce jest od 1995 r. badane przez archeologów i nie ma wątpliwości że zostało stworzone co najmniej 12 tys lat temu to nadal nie udaje się pokonać akademickiego dogmatu o sumeryjskich i egipskich źródłach naszej cywilizacji, która nie mogła powstać wcześniej niż 5 tys. lat temu. Dlatego choćby z tego powodu książka Grahama Hancocka – “Magowie bogów” powinna znaleźć się w biblioteczce każdego – do czego gorąco zachęcam :).

Pierwsza Debatę (Nie)kontrolowaną na temat książki Grahama Hancocka można pobrać lub wysłuchać pod poniższym linkiem:

http://www.paranormalium.pl/1679,sluchaj

2 comments

  • To fascynujące widzieć, jak ta świeża, nowa wersja historii (a raczej prehistorii, bo historia to czasy od momentu wynalezienia pisma), przebija się do ludzkiej świadomości, jak kiełkuje i rozwija się, jak się wzmacnia.
    To niebywale dojmujące uczucie, kiedy zaczyna się rozumieć, że to wszystko czego uczyłeś się o początkach ludzkości może być nie do końca prawdziwe, że Sumer nie był pierwszy, że piramidy nie powstały w poł III tys. p.n.e., że gdzieś dawno, dawno temu, prastare cywilizacje, umarły i nie zdążyły bezpośrednio ukształtować naszego losu, a my, teraz mozolnie, z niedowierzaniem i uprzedzeniami, odkrywamy ich słaby ślad z przeszłości…
    Chris, byłeś wczoraj wielki 🙂 Czuć, że przemieliłeś dziesiątki tomów literatury i masz sporo do powiedzenia. Kiedy jeden z zaproszonych gości wysunął tezę, że stare cywilizacje nie były znacząco różne od naszej, a ja poczułem, że się z tym nie zgadzam, za moment podczas Twojego wejścia usłyszałem kompletne potwierdzenie, moich własnych poglądów. Może to wpływ wieloletniego czytania NA 😉
    Natomiast już poważnie moje wnioski:
    – stare cywilizacje nie mogły być na poziomie zaawansowania znanych nam starych cywilizacji Sumeru, Egiptu etc.
    – jeżeli uważamy, że Egipcjanie, nie mogli wybudować piramid, to JAK MOGŁA ZROBIĆ TO CYWILIZACJA, KTÓRA BYŁA NA TYM SAMYM POZIOMIE, TYLE ŻE 12.000 lat temu?
    – w jaki sposób mogli być na poziomie Sumeru czy Egiptu, skoro dzisiaj do wytworzenia tak zaawansowanych kamiennych wzorów, granitowych bloków, potrzebujemy obrabiarki komputerowej z diamentowymi piłami?
    – nie potrafimy podnieść kamienia Ciężarnej Kobiety (1200 ton), nawet dźwigami, a cywilizacja, na poziomie Sumeru miała tę umiejętność? Oczywiście, że nie miała.
    – to samo tyczy się dziesiątków i setek budowli, artefaktów, przedmiotów, co do których zastanawiamy się, jak prymitywne (stosunkowo) ludy mogły je wykonać.

    Dla mnie zaistniał po wysłuchaniu debaty bardzo ciekawy i zaskakujący wniosek. Jest to coś, co mógłbym opisać jako: „konserwatyzm w otwartości” (jakkolwiek to brzmi, proszę mi wybaczyć): z jednej strony obalamy akademicką wersję dziejów, dając przyzwolenie na istnienie cywilizacji „matki”, czy w ogóle jakichkolwiek cywilizacji, znacznie przed Sumerami, a z drugiej strony, stosujemy konserwatywne myślenie o tych zamierzchłych, hipotetycznych ludach, stawiając ich najwyżej gdzieć pomiędzy Grekami a Egipcjanami.

    Dlaczego?

    Przecież to niekonsekwentne. Pokazałem przykłady tych nielogiczności, niekonsekwencji we wnioskach wyżej. Nikt nie każe twierdzić, że ludzie, powiedzmy 12.000 lat temu dysponowali laserami i elektrycznością. Ale do licha, w takim razie, jak wykonali finezyjne detale z Puma Punku? Jak niesamowite sarkofagi w Serapeum? Jak ustawili bloki w Saksaywaman? No jak, skoro rzekomo byli na tym samym stopniu rozwoju?

    Otóż, albo dajemy umysłowe przyzwolenie, na to, żeby wyobrazić sobie tamtych, te 12.000 lat temu z wiedzą techniczną, pozwalającą to robić z łatwością, przewyższających nasze, znane nam ludy, albo wracamy do akademickiej wersji, mówiącej, że to jest łatwe nawet prymitywnymi narzędziami. Po prostu.

    Co ciekawe, są ludzie twierdzący, że w istocie, tak było. Że nie było to trudne, że, uwaga: Grecy potrafili z marmurem robić rzeczy znacznie przewyższające to co widzimy w Puma Punku, stąd wniosek, że indiańcy mogli zrobić to nawet i pięściakami, heh. Poważnie.

    • Odpowiadając na twoje ostatnie 3 akapity to musimy przyjąć,że ludzie ci dysponowali zupełnie innym rodzajem wiedzy i technologii i nie musieli do tego używać laserów i prądu. Albo założymy,że cała technologia odleciała na statku kosmicznym 😉

Comments are closed.